poniedziałek, 19 marca 2012

58. Uzależniona

Nie umiem wymyślać tytułów... Za grosz...

Dzień po ostatniej notatce pochorowałam się przeobrzydliwie. Przeszłam przez całą fazę grypową, począwszy od dreszczy, bólu mięśni, łamania w kościach, omdleń, kręceń w głowie, zawrotów, utraty sił, nieprzytomności, duszności, wysokiego pulsu, bólu w całym ciele, łzawienia oczu, braku tchu, uderzeń gorąca i zimna, roztrzęsienia, drżenia, wżenia i Bóg wie co jeszcze. Pomijając kaszel raz suchy, innym razem mokry i ogromny katar.

Leczyłam się na własną rękę. Dziennie połykałam po ok 15 tabletek łącznie z Rutinoscorbinem. I kurczę, po dwóch dniach kuracji miałam wrażenie, że przedawkowałam albo pożarłam leki, które nie powinno się stosować jednocześnie. Jeden kij, faktem jest, że nie nadaję się na lekarza :)

Mimo wszystko dalej chodziłam na kurs teoretyczny z prawka. Chodziłam to za dużo powiedziane, ponieważ dotarłam raz. Nie byłam w stanie funkcjonować, więc siedziałam w domu. Jak już było mi względnie lepiej poczytałam trochę. Na pewno odpoczęłam.

Jak już o kursie... okazało się, że mam wadę wzroku. Wiedziałam o tym, ale nie myślałam, że jest aż tak źle. Obiektywnie nie jest źle, bo wiele osób ma dużo gorzej, ale nie zmienia to faktu, że jeździć muszę w okularach. Co ciekawsze w jednym oku mam +, a w drugim -. Cholernie trudno dobrać okulary w takiej sytuacji. Na szczęście mieszczę się jeszcze i kwalifikuję do jazdy. Świstek na 2 lata. Wkurza mnie to, nie powiem, że nie... ale co zrobić? I jeszcze wydatki... Lekarz na kursie ponad 50 zł, okulista 80 zł. Byłam u niego dwa razy. Za pierwszym wizyta zajęła... 4 godziny, za drugim (na drugi dzień) jedną. Łącznie pięć. Tak, dobrze czytacie.

Zapisałam się do drugiego okulisty, żeby skonsultować opinię (raz tego nie zrobiłam i dostałam okulary, w których chodzić się nie dało... dawne dzieje, ale pamiętam do dziś). O dziwo zamiast czekać 1/2 miesiące na wizytę, czekam 2 tyg. Mam dodatkową wadę wrodzoną, popytałam, znalazłam innych, którzy mają sytuację podobną do mojej. Fajnie niby... gdyby nie to, że jedna wizyta to wydatek rzędu 150 zł. I okulary, około 600 zł.

Żeby chorować trzeba mieć furę kasy w tym kraju...

Co do tytułu. Uzależniłam się od mentosów miętowych. Lepsze niż pastylki do ssania. Polecam.

Aha, i jestem ciołkiem :P Na portalu aukcyjnym kupiłam 5 sztuk pewnego towaru. Nacisnęłam dwa razy i wyszło 10. Wiem, jestem debilem :P Napisałam maila i mam nadzieję, że sprzedawca uzna moje pokrętne tłumaczenie i anuluje nadmiar... Mieliście kiedyś taką sytuacje? Jak to się skończyło? Trochę się martwię, bo nie stać mnie wyrzucać kasę w błoto, a tak to się może skończyć jeśli karze zapłacić za całość...

5 komentarzy:

  1. Nie zazdroszczę grypowych przeżyć. Ostatnio miałam zapalenie krtani i mi wystarczy- spałam jak kot, gdzie przysiadłam...
    Co do okularów to ja już nawet nie chcę myśleć ile kosztowały moje-pieniądze i czasu. Mam taką dziwaczną wadę,że nie widzę ni z bliska ni z daleka, ślepa kura ze mnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko, Ty mi nawet nic nie mów, bo ja tez musze sobie okulary sprawić jak bede w PL... strach się bać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak, żeby chorować trzeba mieć pełny portfel. Ja też mam wadę wzroku, od pół roku czeka recepta do optyka ale kasy brak na okulary bo to nie mały koszt niestety...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie kupuję nic na aukcjach internetowych, więc Ci niestety nie poradzę... Nie zazdroszczę choroby. :-( Chorowanie rzeczywiście jest drogie. Trudno - jak trzeba kupić okulary to trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  5. A wiesz, że nawet Ci zazdroszczę? Tej choroby... I żeby tak tydzień w ciepłym łóżku z przymusu, a nie dobrowolnie... I żeby siły nie mieć na nic... I żeby tak się Ktoś zatroszczył... ach!
    Prawka nie mam i robić nie będę - cenię sobie swoje życie, innych też ;p

    OdpowiedzUsuń