sobota, 28 stycznia 2012

50. Panna S. i pochodne

Wraz z pierwszym odważnym śniegiem w progi mego jestestwa zawitała Panna Sesja. Wyciągnęła łapki w mą stronę, odrzuciła kokieteryjnie główkę i z uśmiechem na ustach powiedziała "witaj!". Rozpanoszyła się wokół mnie na dobre, rozpylając zapach swych perfum wszędzie, gdzie tylko zdołała się dostać. Ale nie! Nie dajcie się zwieść jej niewinnej mince, kokieteryjnych oczach i niedbale rozpuszczonych włosach... Bowiem Panienka ta, sprawiająca wrażenie pięknej dziewoi, w rzeczywistości jest wredną, starą czarownicą. A brak snu, który notorycznie przy Pannie towarzyszy, wcale nie jest skutkiem szalonych zabaw i niegroźnych szaleństw... Jak te pozory potrafią zmylić...

Pierwszy egzamin za mną. Katastrofa. Katastrofa, której się spodziewałam. Nie powiem, że nie... Ale jakoś żal, że tyle pracy i wysiłku włożyłam w ten semestr... Przede mną kolejne egzaminy, które zapowiadają się jeszcze gorzej od pierwszego. Nie poddam się i zrobię tyle, ile się da. Choć czuję, że pójdzie to na marne... Wiedziałam, że tak to się skończy; że najprawdopodobniej wylecę przy pierwszej nadarzającej się okazji. To i tak cud, że z wszystkich przedmiotów zostałam dopuszczona do pierwszego terminu... Ale co z tego skoro moja przygoda z tą uczelnia, a raczej tym kierunkiem, powoli dobiega do końca? Powoli? Co ja mówię - bardzo szybko. Biegnie sprintem! Jednak miałam czas na pogodzenie się z tą sytuacją i nie jest źle. Nie aż tak, jak myślałam, że będzie.

Z początkiem nowego tygodnia idę do szkoły zgłosić chęć poprawy matury. Wiele osób pewnie zapyta, na co mi to? Cóż, wyznaczyłam sobie nowe cele, skoro poprzedni plan zawiódł. W przyszłym roku zacznę nowe studia, z pewnością prostsze od tych, na których jestem teraz. Nie żałuję, że jestem, gdzie jestem. Pewnie gdybym nie spróbowała, do końca życia miałabym do siebie żal... Ale nie nadaję się do tego, czym teraz się zajmuję - czuję to. Studiowanie nie sprawia mi żadnej przyjemności. Jest tylko ulga, kiedy od czasu do czasu okazywało się, że coś potrafię. Ale to za mało... dużo za mało... Dlatego od przyszłego roku akademickiego zaczynam coś innego, gdzieś indziej. Mam nadzieję, że tym razem nie chybię...

Wracając do matury - chcę ją poprawić wcale nie dlatego, by mieć lepsze wyniki na papierku. No dobrze, na pewno sprawą pozytywną będzie fakt posiadania lepszych cyferek, ale szczerze mówiąc nie jest to dla mnie zbyt ważne... Po prostu stwierdziłam, że skoro wylecę, to musze czymś się zając przez te pół roku, prawda? Przecież nie będę siedzieć i nic nie robić, bo chyba by mnie szlag trafił (albo insze cholerstwo). Bojąc się także o swoje szare komórki, musze je czymś pobudzać, mieć jakąś motywację do odrobiny nauki, co by nie okazało się potem, że po tak długiej przerwie, nie jestem w stanie zebrać się w sobie do ponownej nauki. Szaleć znowuż też nie będę - ot od czasu do czasu coś tam się poduczę i będzie ok.

Kolejny cel obejmuje zapisanie się na prawko. Raz wsiadłam za kierownicę i czuję, że to właśnie TO! Kto by pomyślał, prawda? Na pewno nie ja :) Oczywiście, strach nadal jest i pewnie będzie nawet po zdaniu, ale powiedzcie... z ręką na sercu... kto go nie odczuwa? Wiosna tuż, tuż, śnieg stopnieje, zaświeci słoneczko, zero duchoty ani przenikającego wskroś zimna - idealny czas na jazdy. Jest jeszcze jeden plan, który chciałabym ziścić, jednak zawsze był odkładany z powodu braku czasu. A mianowicie chodzi o naukę pewnego języka. Języka, którego zawsze chciałam się nauczyć i, z którym miałam okazję się zaznajomić przez króciutką chwilę. W międzyczasie pewnie pójdę do pracy tu i tam, by zarobić na te czy inne plany. A od października życie popłynie utartym schematem, czy jak kto woli pierwotnym planem na życie.

A teraz wracam do filmu: "O północy w Paryżu". W taki dzień jak ten, zimny i wietrzny, preferuję rozrywkę w czterech ścianach zacisza domowego. Na samo wspomnienie dzisiejszego poranka i hulającego wiatru, głowa boli jakbym to teraz stała i dostawała nim prosto w twarz - i przy okazji wszędzie, gdzie zdoła whulać. Tymczasem zapraszam na ciekawą recenzję filmu <KLIK> i naturalnie, pozdrawiam cieplutko.

14 komentarzy:

  1. Hmmm ciekawe czy jak ja wsiąde za kierownicę to tez mnei tak sieknie :D A sesja brrr... współczuje, ale dasz radę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym powiedzieć, że tak... ale z tego co widzę, niestety bywa z tym różnie... Niemniej warto spróbować. A i nawet jeśli za pierwszym razem nie poczujesz "tego czegoś" nic nie szkodzi - trzeba spróbować raz jeszcze i jeszcze :)

      Usuń
  2. Trzymam kciuki za realizację planów, bardzo dobrze,że realistycznie podchodzisz do pewnych spraw i nie chcesz marnować czasu:)
    A film jak dla mnie fajny,ok nie jestem obiektywna bo Woody to mój idol, ale te zdjęcia.. Jak ja teraz marzę o Paryżu!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei nie lubiłam Woody'ego, oglądałam VCB i wtedy strasznie mi się nie spodobał... Ciekawe jak byłoby teraz? :)

      Usuń
    2. A teraz by Ci się spodobał:) Ja też na 2 razy do VCB podchodziłam, i za drugim razem płakałam ze śmiechu:)
      Jak obejrzysz Wszyscy mówią kocham Cię, pokochasz Woody-go:)

      Usuń
    3. Jak nadgonię te o Paryżu, to spróbuję obejrzeć raz jeszcze :)
      Oj chyba bym padła, gdyby okazało się, że faktycznie go polubię :)

      Usuń
    4. Jak wciągnął mnie jego świat,nie mogłam przestać go oglądać:) Uwielbiam go, to chyba najbardziej ironiczny reżyser na świecie:)

      Usuń
    5. Może i czas na mnie, żeby spróbować :)

      Usuń
  3. Z maturą dobry pomysł - moja siostra też się zapisała raz jeszcze, ale tylko z jednego przedmiotu. Prawko też dobra rzecz - zwłaszcza, że jeszcze jeden rok zdawania na starych (prostszych?)zasadach. :-) A ten język to jaki?
    Lubię filmy, kręcone w Paryżu, bo to miasto po prostu w tych filmach gra, a nie tylko robi za scenerię. "O północy..." jeszcze nie oglądałem, ale postaram się to nadrobić. :-) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robię podobnie jak Twoja siostra tzn też tylko jeden przedmiot :)
      Dzięki Bogu przedłużyli o rok - ale i tak czuję, że będę zdawać, a zdawać, zanim zdam. Dobrze, że mam na to trochę czasu :)
      Masz rację - Paryż jest piękny sam w sobie, posiada jakąś specjalną magię... Polecam film "Zakochany Paryż"!

      Usuń
    2. Szukałem ostatnio tego filmu i nie mogłem go znaleźć. Ale oglądałem "Paryskie niebo" i był świetny. :-)

      Usuń
    3. O, muszę go obejrzeć :) Słyszałam o filmie "Niebo nad Paryżem" - może to te same filmy?
      Polecam jeszcze "Amelię" i "Pachnidło", "Bardzo długie zaręczyny" - tam także było coś z Paryżem (o ile się nie mylę) i oczywiście "Taxi" :D, a podobno dobre jest jeszcze "Ostatnie tango" i "Podróż czerwonego balonika" (tylko nie pamiętam czy to ostatnie kręcone było w Paryżu, czy nie; w każdym razie film francuski), "Do utraty tchu" i "Smak życia" - oglądałeś może któryś z nich?
      "Zakochany..." powinien być na ekino czy innej stronce.

      Usuń
  4. Na ekino coś nie mogłem odtworzyć. O tak, ten film to "Niebo nad Paryżem". Przepraszam za pomyłkę. :-)Kiedyś chyba Amelię oglądałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mnóstwo innych stronek, na pewno na którejś jest. Wiem, bo oglądałam :) Może playtube?

      Usuń