wtorek, 18 października 2011

34. Nudy na pudy :)

Korzystając z kilku sekund wolnego czasu weszłam na bloga, przeczytałam Wasze komentarze - dziękuję za wszystkie razem i za każdy z osobna.
Praktycznie od miesiąca nie ma mnie tu w ogóle. Życie kręci się jak w kołowrotku, dzień za dniem mija szybko, za szybko... Żyję na pełnych obrotach, a czuję, że mi mało. Brakuje mi tego szaleńczego biegu, w jakim nigdy nie uczestniczyłam. Za tydzień gdy przeczytam te słowa, pewnie puknę się w głowę i pomyślę "jeszcze Ci mało?! chyba zwariowałaś!" i wiem, że będzie to prawda.
Nie mam czasu na nic. Dosłownie. Chwile kiedy mogę zaszyć się gdzieś należą do nielicznych. Obiecałam sobie, że choć raz w tygodniu odpocznę. I co? I jajco. :) Mój "grafik" napiął się tak, że pierwszy wolny dzień widzę gdzieś w środku listopada... albo pod koniec... Hmm... nie mam pojęcia, jak to się stało... Przecież to niemożliwe, by w całym październiku nie mieć takiego dnia, prawda? A jednak możliwe.
Kończę dziś szybko, bo właśnie zauważyłam, że mija dziesięć minut od napisania pierwszego słowa! A tu jeszcze tyyyyyle do zrobienia... Buziaki, kochani, trzymajcie się ciepło i ubierajcie odpowiednio do pogody!

wtorek, 11 października 2011

33. Nic nowego, czyli dalej o studiowaniu

Żyję. Tak, śmiało można określić mnie tym słowem. Co w nim dziwnego? To, że wyglądam jak trup bądź inne straszydło.
Nawet w najgorszych koszmarach nie przyszłoby mi do głowy, że studia mogą tak wyglądać... Nie da się ukryć - porwałam się z motyką na Słońce. Będzie ciężko, ciężej niż innym, i widzę to już, choć minęło zaledwie kilka dni. Sypiam po 4-5 godzin dziennie, na szczęście nie tylko przez naukę :) Aczkolwiek, niestety, w większej części.
Wiecie, obiecałam sobie, że jeden dzień w tygodniu, czyli pewnie niedzielę, poświęcę na całkowite nic nierobienie. Może się z kimś spotkam, może spędzę ten dzień przy kubku kawy, oglądając film, a może zwyczajnie odeśpię to, czego nie przespałam w pozostałych dniach tygodnia. Ten dzień będzie bez "muszę" i zastąpi go "chcę". Dobry pomysł, prawda? Szkoda tylko, że po przeanalizowaniu tego faktu, wyszło mi, że będę mogła wprowadzić go w życie... 30. października :) A do tej pory muszę sobie jakoś radzić.
Żeby nie było - są jeszcze plusy. Chociażby to, że poznaję mnóstwo nowych osób. Mój "zmysł psychologiczny" jest uaktywniony na maksa. Analizuję ludzi, oglądam, "szperam" w nich. Coś cudownego!
 Wiem, że jestem zdana na siebie. Czuję to! I jest to cudowne uczucie. Decyduję o sobie, dużo doświadczam i cały czas jestem w biegu. Bez ustanku. Patrzę i widzę - chociażby to, jak oceniają mnie ludzie. Z reguły jest to odbiór pozytywny :) Dowiedziałam się o sobie mnóstwo rzeczy. Na dzień dzisiejszy, po tym, co przeżyłam do tej pory (i nie chodzi tu o studia...), wiem, że jestem silna. Czuję tę siłę w sobie. To na pewno pomogło mi w tych pierwszych dniach. Odwaga, pewność siebie - to dobre cechy, a ja wiem, że je mam. Teraz wiem... bo trochę czasu temu nie byłam tego taka pewna... nie byłam pewna siebie i swojego ja. Byłam rozchwiana. A to jedne z tych trudniejszych sytuacji do wyeliminowania.
Cóż mogę więcej powiedzieć... jest tyle do napisania, że gdybym miała czas, spędziłabym tu jeszcze całą noc, wyżywając się na klawiaturze. Sam ostatni tydzień był pełen wrażeń. Jednak mimo pośpiechu i wielkiego chaosu związanego z uczelnią, życiem prywatnym, mimo ciągłego niewyspania, zamętu myśli, mimo całej reszty - cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem.
I z niecierpliwością czekam na kolejne dni, tygodnie, miesiące, lata.

wtorek, 4 października 2011

32. Dzień drugi...

Zabijcie mnie, błagam. Nic nie umiem, nic nie pamiętam. Brutalne było to zderzenie z rzeczywistością...
Pamiętajcie, nie idźcie na kierunek ścisły, mając duszę iście humanistyczną.
Dziś pobudka o 7, w domu o 17. Zjadłam obiad, potem do łóżka odpocząć czytając, za 15 minut nauka. Tak, ja się uczę. U-c-z-ę!!! JA!!!
Zginę. Jak nic, zginę.  Na pocieszenie jutro pobudka o piątej ;-)

Dopisek:  Dziś uczyłam się od 20 do 23:30...

poniedziałek, 3 października 2011

31. Dzień pierwszy...

Na nogach od 7, o 21 w domu. Przerwa 16:00-16:45 (w domu). Reszta na uczelni. Och studia, studia, wymęczycie wy mnie...
Bez nerwów, spokojnie, śmiesznie, ciekawie, z uśmiechem na ustach. Spodziewałby się ktoś?
Jutro pobudka o 7.
Do-bra-noc, karaluchy pod poduchy :)
PS. Pierwszy raz idę spać tak wcześnie...