poniedziałek, 24 grudnia 2012

99. Tak, Święta

Mimo swoich wątpliwości chciałabym Wam życzyć,
abyście Święta spędzili jak najlepiej potraficie (i ja też).
Aby był to czas spotkania z rodziną,
wspólnych rozmów i śmiechów,
abyście umieli wyłączyć telewizor i komputer,
i spędzili je naprawdę razem.
A dla siebie życzę sobie spokoju.
A co, mój blog - to mogę ;-)

wtorek, 18 grudnia 2012

98. Święta?

Dużo osób pyta się o to, jak spędza się Święta w moim domu. Ludzie są z natury ciekawskimi stworzeniami, dlatego nie dziwi mnie to wcale. To, co można zaobserwować to różnice w podchodzeniu do tych dni między kobietami, a mężczyznami. W mojej grupie na studiach z kobietkami można porozmawiać o jedzeniu (ale nie w kontekście jedzenia, a przyrządzania), tradycjach (ubieranie choinki, sianko itp), sposobach przekazywania prezentów. Z kolei z facetami porozmawiasz o tym jakie prezenty chcieliby dostać, ile pysznego jedzenia wszamają i jakie imprezy zaszczycą swoją obecnością.  Ogólna uwaga dotyczy nauki w tym czasie, a raczej chęci, co i tak (gwarantuję Wam!) spełznie na niczym - niektórzy już mi uwierzyli, inni wciąż się łudzą. Niby jestem tylko rok starsza od nich, ale czasem czuję się jakby różniły nas lata świetlne. Na szczęście takie uczucie dopada mnie tylko czasami.

A co ja sądzę o Świętach? Chyba już ich nie lubię... Nie czuję magii i jestem coraz dalej od kościoła. Nie cieszę się na myśli o spotkaniu z rodziną ani obdarowanie prezentami. Nie chcę dzielić się opłatkiem i zastanawiać co komu życzyć, nie chcę śpiewać kolęd i nie chcę dostać/dawać prezenty. Znów trzeba będzie wmusić w siebie kilka potraw, które w normalnych warunkach zjadłabym w tydzień (no dobrze, przesadzam trochę) i odmawiać spróbowania karpia (lub jakiejkolwiek innej ryby).
Ludzie się wszędzie spieszą... Trzeba gotować (czego i nie umiem, i nie lubię) i piec (co z kolei lubię, ale ostatnio nie mam na to chęci). Ubrać choinkę, zrobić sałatkę, kupić prezenty (pierwszy raz zdarzyło się, że Wigilia tak blisko, a ja nie mam nawet pomysłu...), sprzątać, iść na Pasterkę, spotkać z tłumem ludzi... Wszędzie chaos, nerwy, pośpiech.

A ja nie mam siły. Potrzebuję spokoju.

I chciałabym te Święta spędzić we własnym towarzystwie. Z muzyką, książkami i toną pierogów ruskich, żeby nie umrzeć z głodu... i tyle. Aż tyle.

sobota, 15 grudnia 2012

97. Książki

Zawsze dużo czytałam. Książki pochłaniałam w zastraszającym tempie odkąd tylko nauczyłam się literek. Najpierw bajki, później książki dla trochę większych dzieci, dla nastolatek, w gimnazjum to, co było w bibliotece, w liceum wybory były bardziej przemyślane i pode mnie, z czasem zaczęłam bardziej zwracać uwagę na to, co najbardziej lubię, ale nie zamykałam się na kilku autorów bądź jeden wybrany gatunek.

Obecnie nie mam zbyt wiele czasu na książki. Chociaż codziennie dużo czasu spędzam na dojazdach na uczelnię to w ten sposób udało mi się przeczytać zaledwie dwie czy trzy pozycje. To mało jak na 2 i pół miesiąca. Rano najczęściej przysypiam, wieczorem zresztą też, a poza tym mam około dwie, trzy przesiadki, więc nie zawsze uda się znaleźć miejsce siedzące, a na stojąco nie ma mowy, żebym cokolwiek czytała w miejskiej komunikacji - za dużo czyha niebezpieczeństw ;-).

Wracając do książek... wczoraj wzięłam ze sobą książkę, którą siostra wypożyczyła mamie w bibliotece. Czytałam przez prawie całą drogę do i z powrotem. Gdy wróciłam do domu również zabrałam się za czytanie aż do późnego wieczora. I tym sposobem dzisiejszego dnia ją skończyłam. Nie jest może powalająca, i nie do końca trzyma się klimatu, który ja "czuję", ale...

... ale dawno nie miałam tyle czasu dla książki, w ogóle bardzo dawno nie miałam czasu dla siebie. I powiem Wam, że brakowało mi tego. A to wszystko dzieje się dzięki temu, że mam delikatne zapalenie i prikaz siedzenia w domu do poniedziałku (który złamałam już wczoraj idąc na uczelnię, ale o tym cii!).

wtorek, 11 grudnia 2012

96. Inspiracja

W ostatnim czasie kiedy wchodziłam na bloga pisanie wydawało mi się przygnębiające. Ciemna kolorystyka, szare, ponure tło potęgowało ten efekt. A przecież wcześniej wydawało mi się bardzo ładnie - skromnie, i w imię myśli 'tekst najważniejszy'. Dzisiaj weszłam i zrobiłam "czary mary".

Mówią, że blog jest odzwierciedleniem nas samych z rzeczywistości. Po moim można by odnieść wrażenie, że jestem dosyć poukładana i lubię prostotę. Lecz czy tak jest? Czerwone włosy, czasem szokujący ubiór, milion rozpraszających rzeczy dookoła siebie. Tak też nie jest, choć jest. Ale nie do końca. I właśnie w tym "nie do końca" tkwi cały szkopuł. Nasz świat urządzony jest w ten sposób, że ludzie patrzą na siebie nawzajem i szybko wyrabiają sobie zdanie. Podobno wystarczą nam trzy do pięciu sekund, by ocenić czy ktoś nadaje na podobnych falach, czy jednak nie. Uciśnieni walczą o zaprzestanie kierowania się pierwszym wrażeniem. Idea piękna - ale, niestety, w niezgodzie z naszą naturą. Na ziemi mieszka 7 miliardów ludzi, w związku z czym jakoś musimy sobie radzić w oddzielaniu ziarna od plew. A, że jesteśmy wzrokowcami, najszybszy i najprostszy sposób to właśnie uleganie wizualnemu wrażeniu. Problem rodzi się w miejscu, gdy na pierwszej ocenie poprzestajemy i nie dajemy innym szans na przebicie się zza ułożonego przez nas muru. Idealnie byłoby, gdyby - jeśli zajdzie taka potrzeba - dana osoba zostawała poddawana tzw "weryfikacji". Wycinamy to, co okazało się nieprawdą, a w puste miejsce wklejamy sprawdzone informacje.

Ja ciągle się tego uczę, ale z całego serca już teraz zachęcam Was do spróbowania. A jeśli ktoś jest nieprzekonany to dodam, że wiele pięknych osób i momentów można "dostać" w zamian.

Pozdrawiam w te zimne dni i do napisania.

wtorek, 4 grudnia 2012

95. Przerwa

Uczę się matematyki, bo... kolos. Zaczęłam o 19, a już prawie 23 :> Przerobiłam powiedzmy jeden dział, czyli 6-7 podrozdziałów, a muszę jeszcze 2-3 działy. Zapowiada się zarwana noc... Albo rzucę to w cholerę licząc na poprawkę. Ostatnio można powiedzieć, że mieszkam na uczelni. Już wyjaśniam :) Zajęcia mam 2 razy w tygodniu od 8 do 20, 2 razy od 12 do 20 i raz jestem tylko 4 h na uczelni. Doliczając do tego dojazdy po 1,5 do 2 godzin w każdą stronę wychodzi na to, że wstaję o 5 lub 5.30 (zależy, w którym rejonie Wielkiego Miasta są zajęcia), wracam między 21:30-22:30. Uroki korzystania z komunikacji miejskiej. Żeby było ciekawiej chodzę spać między 24-1 i czuję się trochę, jak... zombiak :) W sobotę daję korki, a w niedzielę staram się wysypiać, co niestety nie zawsze mi wychodzi. I tak wygląda mój żywot. Mówię to, żeby trochę się wytłumaczyć, ponieważ kolejny miesiąc się zaczął, a mnie znowu długo tutaj nie było. Mam u Was przeogromne zaległości... Nie wiem czy da się taką nieobecność nadrobić? Nie wiem... I wiecie, lubię uczyć się matematyki. Rozkminiać itd. I mówi to humanistka ;)

Mam takie marzenie, chciałabym mieszkać na swoim. Ale mam dopiero 20 lat i jak tu w takim wieku zrealizować te nierealne plany? Nie dostałam nawet stypendium - jak zaczęłam w październiku, tak w ostatni piątek oddałam ostatni dokument. Uroki uczelni... I tym sposobem przepadnie mi kasa za październik i listopad... No ale dobrze, nawet wliczając, że dostałabym to stypendium i dawała korki - nijak nie wychodzi nawet, żeby chociaż miejsce w pokoju wynająć (zakładając, że nie jadłabym nic i korzystała z siły swoich nóg), a ja chciałabym coś swojego. Własnego, tylko mojego... Nie będę się rozpisywać dlaczego. Każdy, kto miał takie pragnienie i je zrealizował, będzie wiedział o co chodzi. A ci, dla których to nie ma znaczenia, i tak nie zrozumieją tej mojej potrzeby. Trochę dziwnej, jak na mój wiek, prawda?
A czy kiedyś uda się zrealizować? Nie wiem... Okaże się za parę lat, czy uda mi się dojść do wszystkiego samej, czy będę musiała porzucić to marzenie... Ale w zamian na pewno pojawią się inne, może lepsze, więc choć z pozoru druga opcja wydaje się gorsza - być może okazać się o wiele lepsza. Tak to działa nasz świat i nasze życie.

Dziwne rozkminy dzisiaj mam. Może jednak nie będę więcej publikować tego co mi się teraz pałęta po głowie...