niedziela, 12 lutego 2012

54. Chwile...

Autobus nocny. 3:20. Jedziemy.
Siedzi facet, rozmawia przez telefon.

Chłopak do telefonu: Aaa noo wracam do domu. Sam, sam.
Ja w przestrzeń: Nie udało się nikogo wyrwać?

Śmiech.

I tak przez całą rozmowę chłopaka :) Nie zorientował się.

***

Pora obiadowa, robię sobie tosty. Dwa tosty. Podkreślam: dwa.

Tata: Nie jedz tyle, no córka nie przesadzaj!
Mama: Jedz, jedz! - do taty - zjadła dzisiaj tylko łyżkę obiadu!
Tata: Łyżkę? A drewnianą czy metalową?

:D

Tosty były smaczne :)

***

Była u mnie koleżanka. 1,5 godziny wystarczyło, aby stwierdziła, że mam w domu wesoło. Ano mam, czasem, jak humory nam się zgrają :) Śmiech to zdrowie, dobrze, że znów potrafię to robić...

***

Co do sytuacji z poprzedniej notki... Sytuacja wydaje się błaha, bo praktycznie nic o niej nie napisałam... W rzeczywistości, niestety, nie jest tak kolorowo.
Zrobiłam co mogłam. Jak najbardziej neutralnie, czy raczej tak, aby przyniosło jak najmniej złego. Teraz czekam. Najgorsza jest niepewność...

4 komentarze:

  1. Fajnie mieć taką atmosferę. Czasem i u mnie tak bywa, ale niestety coraz rzadziej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tekst z obiadem mnie rozwalił :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś mi to przypomina,czekaj tylko co?.... Ach, to chyba jak w moim domu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię jak ktoś rozmawia przez telefon w autobusie... Ale śmieszne te Twoje teksty. :-)

    OdpowiedzUsuń