Po pierwsze sesja została wreszcie zakończona! Mam już wszystko zdane, projekty ocenione, ćwiczenia zaliczone, wpisy zatwierdzone. Z niczym nie zalegam, nie musiałam brać warunku z fizyki!!! :) Cieszę się, że choć miałam wiele poślizgów, wszystko udało się dopiąć i choć nowy semestr mocno zazębił się z sesją, dałam radę i tak oto mogę się cieszyć nadchodzącą wiosną.

I tego właśnie dotyczy "po drugie". Śnieg topnieje, co jakiś czas nieśmiało wyłania się słoneczko i lśni na błękitnym niebie. Mróz trochę odpuszcza i są dni, kiedy prawie w ogóle go nie czuć. Powoli słychać ćwierkanie małych stworów, ludzie zrzucają grube płaszcze i puchowe kurtki, a razem z nimi znika szarość z ich twarzy... Z mojej też. Więcej się uśmiecham, jestem spokojniejsza.
Po trzecie udało mi się przezwyciężyć siebie. Taki mini sukces. Od półtora (półtorej?) tygodnia staram się chodzić spać przed 24. Wiem, że może to nic nadzwyczajnego, ale wcześniej potrafiłam kłaść się o 2, by wstać o 5... Nie miało dla mnie znaczenia, że źle robię, bo robiłam tak przez wiele lat i dla mnie było normą nie dosypiać. Teraz nawet jak prześpię tylko 5 godzin jestem bardziej wypoczęta. Nie wiem czy pamiętacie, ale co jakiś czas miewałam problemy z bezsennością. Teraz, prócz wczorajszego dnia kiedy zasnęłam o 2, nic takiego nie ma miejsca. Być może mam mniej zmartwień, może przyczyniła się do tego zmiana, którą wprowadziłam - albo jedno i drugie.
Po czwarte czuję się szczęśliwsza niż byłam kiedyś. Niby niewiele się zmieniło albo ja czegoś nie dostrzegam... ale jest lepiej.
A jakie są Wasze małe (a może i duże (czego Wam życzę)) sukcesy?
[Ale nawiasowe mi to ostatnie zdanie wyszło ;)]
Trzymajcie się ciepło.