piątek, 30 września 2011

30. Kolejna notka, której nie ma.

Nie wiem, co się dzieje, ale jeśli życie ma wyglądać, tak, jak wygląda, to ja dziękuję.

czwartek, 22 września 2011

29. Zupa

Dawno mnie nie było... Nie odpowiedziałam na ostatnie komentarze, a zawsze odpowiadałam. Hmm... chyba nic nowego nie miałabym do powiedzenia, wszystko zawarłam w notce, więc stwierdziłam, że powtarzać się nie będę. Jestem jakaś smutna... Może nie na zewnątrz, ale w środku coś jest nie tak. Opanowała mnie melancholia i jeszcze coś... nie wiem co... coś nieuchwytnego... Jem rosół. Wiecie, że uwielbiam rosół? Cały talerz makaronu, trochę wody, trzy kawałki marchewki. Dużo maggi i pieprzu. Zjadam pierwszą łyżkę i kaszlę. Ostre. Parzę język kolejnymi kęsami. Choć czy można "kęsać" zupę? Nie ma takiego słowa, wiem. Często dorabiam sobie nowe, jeśli podoba mi się ich brzmienie. Jutro pewnie o nim zapomnę, ale dziś... dziś jest jego czas. Kolejny kęs. Mmm... pycha. Gorące.  Ciekawe... ciekawe czy zajrzy tu ktoś i przeczyta ten beznadziejny wpis? Oby nie. Jutro może go już nie być i zapewne zniknie. Ale to jutro. Dziś piszę. Bo tak. Kiedyś zastanawiałam się czy podać adres internetowemu koledze. Stchórzyłam. Potem okazało się, że dobrze zrobiłam. Żałowałabym. Dziś między nami dobrze, ale tamta zażyłość już nie wróci. Nie otworzę się przed nim, bo tkwi we mnie ta zadra. Czy on o tym wie? Mam nadzieję, że tak. Nie chcę, by robił sobie zbyteczne nadzieje co do naszej relacji. Bywa. Bolą mnie stopy. Buty mnie pokonały. Kolejny raz. To się nigdy nie skończy. Cóż pozostało? Chyba nic... Od kilku dni nie ma słońca. Nie widzę go na niebie. Tęsknię. Jeśli tak można nazwać to uczucie... Nie chcę żaru. Chcę tylko widzieć, że gdzieś ono jest, że patrzy na mnie i dotyka swymi promieniami. Teraz czuję się jak w kapsule. Jakby ziemię otoczyła... plandeka. Mhmm... otoczka, która nie przepuszcza nic. Nic. Zjadłam zupę. Na koniec chciałabym zamieścić coś radosnego, miłego lub mądrego... ale mi nie wychodzi... Bywajcie.

niedziela, 11 września 2011

28. Nagość w domu

Ile ludzi, tyle opinii na temat widoku gołych rodziców przez małe pociechy. Jak dla mnie taka nagość nie jest niczym złym.

Rodzimy się nadzy, każdy z nas wygląda podobnie (pomijając małe różnice płciowe). Będąc szkrabami nie czujemy wstydu przed golizną, jest to dla nas normalne i nie zwracamy na to większej uwagi. Dopiero z czasem, wraz ze wzrostem lat życia, zaczynamy odczuwać krępację i zażenowanie. Już nie chcemy biegać bez niczego na sobie, okrywamy swoje ciało - i dobrze, taka jest kolej rzeczy.

Jednak czy przed dzieckiem należy usilnie ukrywać sprawy związane z płciowością?


Ostatnio usłyszałam historię, w której tematem był przypadkowy negliż jednego z rodziców. Ot mały człowieczek zobaczył okolice intymne. Sprawa ta wywołała rozmowę o tym czy to normalne, czy nie. Ja powołuję się za pierwszą wersją. Nie uważam, że dzień w dzień należy latać przy dziecku nago, ale jeśli zdarzy się, że małe coś zobaczy, nie należy też zwiewać w podskokach.

Im bardziej naturalnie będzie się traktować sprawę nagości, tym lepiej dla dziecka.

Sami pomyślcie... po co stwarzać jakieś kosmiczne tematy tabu? Małe i tak kiedyś pójdzie do przedszkola, spotka się z rówieśnikami i w końcu pozna różnice między dziewczynką, a chłopczykiem. Nie unikniemy tego.

Wg mnie przesadne ukrywanie się we własnym domu zakrawa o paranoję.

Nie wyobrażam też sobie sytuacji, kiedy rodzic opiekuje się dzieckiem i będąc sam w domu ze swoją pociechą, idzie brać prysznic zamykając się na cztery spusty i tym samym pozostawiając dziecko same sobie. Nawet jeśli maluch wkroczy do łazienki nic się przecież nie stanie. Po co budować jakieś bariery? Dziecko ma czuć się bezpiecznie, a czy pomogą mu w tym pozamykane drzwi?

Nie ukrywam - ciężko jest o złoty środek w tej sprawie i właściwie rozumiem każdą ze stron opowiadającą się po dwóch różnych krańcach sprawy nagości. Na pewno należy uczyć dzieci, że okolice intymne nie może widzieć każdy, że dotykać je mogą tylko rodzice i lekarz. Maluchy są bardzo bezpośrednie i ufne, więc trzeba im to ładnie wytłumaczyć.

Oczywistym jest również, jeśli zobaczy się, że golizna krępuje latorośl, należy uważać i starać się nie pokazywać nago. Dzieci są różne i na każdego dana sytuacja może zadziałać inaczej. Wg mnie najlepiej zachowywać się naturalnie - i to jest klucz do sukcesu :)

A Wy co o tym myślicie?

środa, 7 września 2011

27. Denerwuję się!


Za niecały miesiąc rozpoczną się studia. Dostałam się na kierunek cholernie trudny i ciężki, jak diabli. Nie jestem orłem w tej dziedzinie, choć całkowitym laikiem także nie. Jednak nie zmienia to faktu, że raczej ciągnę w dół. Jasne, mogłabym iść na te inne kierunki, dużo prostsze i łatwiejsze... Jednak czy nie lepiej być średniakiem wśród naprawdę dobrych, od tego lepszego wśród słabych? Chyba lepiej, co nie? Tak więc dziś umieram ze strachu. No dobrze, nie umieram... Po prostu czuję niepokój. Lekki niepokój, który z czasem zamieni się w większy, a pod koniec września będzie kolosalny. I jeszcze te opinie... o kierunku, uczelni. Wiecie, że uczelnia ta zajmuje jedno z pierwszych miejsc w różnorakich rankingach? Właśnie, i idę tam ja... I muszę się jakoś utrzymać, przeżyć, dać radę. Na kierunku, w którym po pierwszym roku odpada 1/3 osób, a raczej sama rezygnuje. Ja zrezygnować nie mogę, nie chcę. Przeraża mnie to wszystko... Nie wiem, jak będzie, ale czuję, że póki nie będę o tym myśleć, będzie dobrze. Jednakże ile można odpychać od siebie myśl o studiowaniu? Wczoraj dowiedziałam się, jak wygląda zwykły tydzień studiowania takiej właśnie osoby, jak ja. I cóż, nie był to tydzień pełen uciech, radości i zabawy. Wręcz przeciwnie... Dlatego dziś nachodzi mnie takie pytanie: CO JA NAJLEPSZEGO ZROBIŁAM?

26. Czy ja jestem dziwna?

Pewien mężczyzna podobał mnie się bardzo. Nawet bardzo, bardzo. Lecz kiedy zobaczyłam, że posiada konto na fotce jego atrakcyjność... zmalała prawie do zera... Nie podoba mi się w nim już prawie nic. Ani oczy, które wcześniej były piękne, ani włosy, które wcześniej były ładne, ani uśmiech, który wcześniej był uroczy, ani wzrost, który wcześniej był cudny, ani postura, która wcześniej tak przyciągała, ani usta, które wcześniej były tak fascynujące... Nic... Nic, nic, nic... Nadal jest przystojny, ale już nie w TEN sposób...

Czy ze mną jest coś nie tak?